był jedynie dla człowieka, obejmuje całą przestrzeń światów.
Ale w gruncie, gdy należycie wglądali sami w siebie, czuli, że wszelka nadzieja nie może ich opuścić, i że nie zrzekną się ujrzenia na nowo ziemi, jeżeli ta ukaże się na horyzoncie Galii wpośród tysiącznych gwiazd firmamentu. Zresztą gdyby uniknęli niebezpieczeństwa, spowodowanego sąsiedztwem Jowisza — porucznik Prokop często to im powtarzał — Galia nie miałaby czego obawiać się ani od Saturna, zbyt oddalonego, ani od Marsa, którego znowu przecięłoby orbitę powracając ku słońcu. To też jak im było pilno przedostać się przez ten punkt złowrogi!
Dnia 1go października dwa ciała niebieskie znajdowały się w najbliższej odległości jedno od drugiego. Odległość ta wynosiła trzynaście milionów mil wszystkiego. Natenczas albo wpływ atrakcyjny Jowisza weźmie górę, albo Galia będzie w dalszym ciągu poruszać się po swej orbicie nie doznając innych wypadków oprócz tych, które były wyrachowane...
Galia przeszła...
Przekonano się o tem na drugi dzień, zauważywszy najgorszy humor Palmiryna Rosette. Jeżeli tryumfował on jako mocny w obliczeniach, to był zwyciężony jako człowiek przygód szukający. On, który powinienby być najszczęśliwszym z astronomów, był najnieszczęśliwszym z Galijczyków!
Galia idąc dalej bez przeszkód po swej drodze, wciąż grawitowała ku słońcu, i co zatem idzie, podążała ku ziemi.
Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/131
Ta strona została przepisana.