Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/145

Ta strona została przepisana.




ROZDZIAŁ XI.

W którym uczony świat Gallii goni myślą po nieskończonościach przestrzeni.




Upłynął miesiąc. Gallia nie przestawała grawitować, unosząc swój mały światek z sobą. Mały światek w istocie, ale mało dotychczas uległy wpływowi ludzkich namiętności! Chciwość, egoizm, reprezentowane były tylko przez Hakhabuta, tę smutną próbkę rasy ludzkiej, i to była jedyna plama do zaznaczenia na tym mikrokosmie, oddzielonym od ludzkości.
Zresztą ci Gallijczykowie mogli się uważać tylko za podróżników, odbywających przejażdżkę dokoła świata słonecznego. Ztąd myśl rozlokowania się, jak można najwygodniejszego, ale tylko na czas nie długi. Po ukończeniu tej podróży do koła świata, po dwóch latach rozłączenia się, okręt, który ich unosił w przestworach wszechświata, przybić ma znowu do dawnego sferoidu, i jeżeli obliczenia profesora są zupełnie dokładne — a potrzeba aby były takiemi — passażerowie Gallii zeszliby na lądy ziemskie.
Prawda, że przybicie okrętu „Gallia“ do