Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/160

Ta strona została przepisana.

siła ludzka nie zdołałaby powstrzymać tej pracy podnoszenia.
Porucznik Prokop był bardzo zaniepokojony przyszłym losem. Zabrano z niej wszystko, co zawierała w sobie. Pozostała tylko łupina okrętowa, maszty i machina. Ale czyż nie było przeznaczeniem tej łupiny dać schronienie w razie potrzeby małej kolonii. Gdyby się rozbiła przy odwilży wskutek upadnięcia, któremu niepodobna było zapobiedz, i gdyby Gallijczycy zmuszeni byli opuścić Ziemię Gorącą, jakiż innyby im pozostał sposób przeprawy?
Tym innym środkiem nie byłaby Hanza, której podobny los groził. Hanza, źle osadzona w swojej misie, już się pochylała pod kątem, który zaniepokaja. Niebezpiecznie już tam było mieszkać. Jednakże Izaak nie myślał opuszczać swoich towarów, nad którymi chciał czuwać dniem i nocą. Czuł on, że naraża swoje życie, ale czuł także, że majątek jego jest jeszcze więcej narażony, i wzywając za każdym wyrazem Przedwiecznego, pozwalał sobie przeklinać go za wszystkie cierpienia, których doznawał.
W tych okolicznościach kapitan Servadac powziął pewne postanowienie, któremu Izaak musiał się poddać. Jeżeli istnienie Izaaka Hashabuta nie było niezbędnem dla rozmaitych członków gallickiej kolonii, to ładunek jego miał niezaprzeczoną wartość. Potrzeba więc było przedewszystkiem ocalić ładunek przed bardzo groźnem niebezpieczeństwem. Kapitan Servadac chciał naprzód zastraszyć Hakhabuta własnym jego losem, ale