Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/162

Ta strona została przepisana.

się bez przypadku i ładunek Hanzy umieszczony został wreszcie w obszernych galeryach Ula Niny.
Porucznik Prokop czuł się uspokojonym dopiero, gdy cała rzecz została ukończoną.
Ale wówczas Izaak Hakhabut, nie mając żadnej racyi dłużej mieszkać na statku, przeniósł się do galery i przeznaczonej dla jego towarów. Potrzeba przyznać, że nie zawadzał nikomu. Rzadko go kiedy widywano. Sypiał koło swego mienia, karmił się swojem mieniem. Lampa spirytusowa służyła mu do przyrządzania potraw, bardziej niż skromnych. Mieszkańcy Ula Niny mieli tylko wtedy z nim stosunki, gdy trzeba było coś sprzedać lub kupić. To tylko jest pewną rzeczą, że powoli wszystko złoto i srebro małej kolonii spłynęło do szkatułki o potrójnej kryjówce, do której klucz nie opuszczał nigdy Izaaka Hakhabuta.
Zbliżał się 1. stycznia podług kalendarza ziemskiego. Za kilka dni miał upłynąć rok od czasu spotkania się globu ziemskiego z kometą, od owego uderzenia, które oddzieliło 36 istot ludzkich od innych. Bądź co bądź, żadnej z tych istot nie zabrakło dotąd. W nowych warunkach klimatycznych zdrowie ich doskonale się zachowywało. Stopniowe obniżanie się temperatury, bez nagłych zwrotów, bez przemian, możnaby dodać bez najmniejszego wiatru, nie przyczyniło im nawet kataru. Nic więc zdrowszego nie było nad klimat komety i wszystko pozwalało przypuszczać, że jeśli obliczenia profesora były dokładne, to