codziennego życia, rozmowami, w których wszyscy zaproszeni brali udział, głośnem czytaniem podróży i książek naukowych z biblioteki. Wszyscy zasiadłszy do koła wielkiego stołu, Rosyanie i Hiszpanie, słuchali i korzystali, i jeżeli mieli powrócić na ziemię, to powróciliby tam daleko oświeceńsi, niż jakimi byli mieszkając w swoim kraju rodzinnym.
Cóż przez ten czas porabiał Izaak Hakhabut ? Czy te rozmowy, te czytania zajmowały go cokolwiek? Ani trochę. Jakiż bowiem mógł z nich zysk ciągnąć? Długie godziny spędzał na robieniu i przerabianiu swoich kalkulacyi i na liczeniu pieniędzy, które ze wszystkich stron do niego spływały. To, co zyskał wraz z tem, co posiadał, wynosiło już sumę przynajmniej stu pięćdziesięciu tysięcy franków, z czego połowa była w dobrem złocie europejskiem. Kruszec ten dźwięczny i zawsze przeważający szalę mógł znowu odzyskać wartość swoję na ziemi i jeżeli Izaak obliczał ilość dni upłynionych, to tylko dla tego, aby wiedzieć, ile tracił procentów. Nie znalazł on dotychczas sposobności pożyczania, jak się spodziewał, na dobre rewersa i rozumie się, na dobrą gwarancyę.
Ze wszystkich mieszkańców Palmiryn Rosette i teraz pierwszy wynalazł sobie zajęcie, które go zupełnie absorbowało. Z liczbami swemi nigdy on nie był sam i właśnie obliczenia matematyczne miały mu skrócić długie dni zimowe.
O Gallii wiedział już wszystko, co mógł wiedzieć, ale nie tak było z Neriną, jej satellitą. Otóż prawo własności, które sobie rościł do tego
Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/188
Ta strona została przepisana.