Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/212

Ta strona została przepisana.

nieważ na te pozycye właśnie masa Gallii wpływała.
Palmiryn Rosette, zadowolony, że dobrze wytargał Izaaka, zabrał się natychmiast do roboty, ażeby skończyć z Neriną.
Łatwo sobie wyobrazić, jak żartowano po tej scenie z Izaaka Hakhabuta. Ben-Zuf nie przestawał mu powtarzać, że będzie ścigany za fałszywe wagi, że sprawa jego w sądzie i że będzie stawiony przed policyą poprawczą.
— Ale gdzie i kiedy? — zapytywał Izaak.
— Na ziemi, za powrotem, stary łotrze! — odpowiadał uprzejmie Ben-Zuf.
Poczciwiec Izaak musiał schronić się do swej ciemnej nory i pokazywał się jak można najrzadziej.
Dwa jeszcze miesiące i pół oddzielały Gallijczyków od dnia, w którym mieli spotkać się z ziemią. Dnia 7. października kometa wszedł w strefę planet teleskopijnych, to jest tam, gdzie był sobie pochwycił Nerinę.
Pierwszego listopada połowa strefy, w której krążą te asteroidy, zawdzięczające swoje pochodzenie prawdopodobnie rozpryśnięciu się jakiegoś planety, który krążył między Marsem a Jowiszem, była już szczęśliwie przebytą. W ciągu tego miesiąca Gallia miała przebiedz na swojej orbicie łuk wynoszący czterdzieści milionów mil, zbliżając się do słońca na odległość 78 milionów mil.
Temperatura znów stawała się znośną, termometr wskazywał dziesięć do dwunastu stopni poniżej zera. Jednakże nie było jeszcze żadnego