— I dla czegożby Gallia nie miała powrócić na ziemię? — zapytał profesor głosem, w którym coraz głębsza przebijała się pogarda.
— Dla tego, że od czasu, jak się rozpołowiła, to zmniejszyła się jej masa, i wskutek tego szybkość jej musiała się zmienić.
— Któż to powiedział!
— Ja to mówię, wszyscy!
— Otóż, kapitanie Servadac, wszyscy pan i jesteście...
— Panie Rosette!
— Ignoranty, skończone osły, które się na mechanice niebieskiej ani odrobiny nie znają!
— Strzeż się pan!
— Ani na fizyce najelementarniejszej...
— Panie!
— Ach, niegodny uczniu! — zawołał profesor, którego gniew przechodził w paroksyzm gorączki. — Nie zapomniałem wcale, że niegdyś byłeś zakałą mojej klasy!...
— Tego już za wiele!...
— Że byłeś hańbą dla kollegium Karola Wielkiego!...
— Jeżeli pan nie zamilkniesz, to...
— Nie, nie zamilknę i pan mię wysłuchasz, choć jesteś kapitanem! Doprawdy! Wyborni fizycy! Że masa Gallii zmniejszyła się, więc wyobrażają sobie, że to mogło wpłynąć na jej szybkość! Jak gdyby ta szybkość nie zależała wyłącznie od szybkości pierwotnej skombinowanej z przyciąganiem słońca! Jak gdyby nie obliczano perturbacyi bez wciągania w rachunek masy ciał
Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/245
Ta strona została przepisana.