W którym zapisane są minuta po minucie uczucia i wrażenia balonowych podróżników.
Mongolfierka podniosła się do wysokości dwóch tysięcy pięciuset metrów. Porucznik Prokop postanowił utrzymać ją w tym pasie powietrznym. Na kracie z drutów żelaznych, zawieszonej pod przyrządem, leżała trawa sucha, którą z łatwością można było zapalić i utrzymać wewnętrzne powietrze w takim stanie rozrzadzenia, jaki był potrzebny, aby mongolfierka nie opadała.
Podróżnicy, siedzący w łodzi, spoglądali w dół, w górę, do koła siebie.
Pod nimi szeroko rozściągało się morze galickie, które zdawało się tworzyć wklęsłą sadzawkę. Na północy widać było samotną wyspę Gurbi.
Nadaremnie szukano na zachodzie wysepek Gibraltaru i Ceuty. Znikły one.
Na południu wznosił się wulkan, panujący nad wybrzeżem i obszernem terytoryum Ziemi Gorącej. Ten półwysep przytykał do lądu, otaczającego morze galickie. Wszędzie ten dziwny widok, ten połysk metaliczny, łamiący się pod