Dnia 4 grudnia chronometry wskazywały piątą godzinę poranną na ziemi, gdy podróżnicy obudzili się po pięćdziesięciu czterech godzinach podróży; o pięć zatem godzin tylko i czterdzieści minut przekroczyli połowę czasu przeznaczonego im na pobyt w pocisku według obliczeń; pokazało się jednak, że przebyli już siedm dziesiątych części swej podróży, co przypisać należy malejącej ciągle szybkości.
Gdy obserwowali ziemię przez szybę spodnią, ukazała im się ona jako plamka szara, oblana promieniami słonecznemi. Zniknął sierp i światło popielate. Nazajutrz o północy ziemia powinna była przejść w odmianę nowiu, właśnie wtedy gdy księżyc będzie w pełni. Ponad nimi księżyc zbliżał się coraz bardziej do linii po której biegł pocisk, tak, że powinien się był z nim