I w rzeczy samej, zaczynało się to straszne spadanie. Szybkość jaką zachował pocisk przeniosła go poza punkt obojętny. Wybuch rac nie mógł jej pohamować. Taż sama szybkość już raz przeciągnęła pocisk przez linję obojętną — teraz toż samo się powtórzyło. Prawo fizyki chciało, żeby w swej drodze eliptycznej pocisk powtórnie przeszedł przez wszystkie punkta, przez które już raz przechodził.
Spadanie to było straszne, bo z wysokości 78,000 lieues, a nic go powstrzymać nie mogło. Według praw balistyki (nauka o wyrzucaniu pocisków) pocisk powinien był spaść na ziemię z taką samą szybkością, jaką posiadał przy wyjściu z kolumbiady, to jest z szybkością 16,000 metrów w ostatniej sekundzie.
Dla porównania przytoczymy tu że obliczono, iż przedmiot rzucony z wieży na katedrze paryzkiej (Notre-Dame) wysokiej na 200 stóp, upadnie na bruk z szybkością 120 lieues na godzinę. Tutaj pocisk powinien był spaść na ziemię z szybkością 57,600 lieues na godzinę.
— Jesteśmy zgubieni! chłodno wyrzekł Nicholl.
— A więc, jeśli umrzemy, odpowiedział Barbicane z pewnem uniesieniem religijnem, rezultat naszej podróży będzie wspaniale nad program zwiększony. Tajemnicę jej sam Bóg nam dopowie! W innem życiu, dusza dla dowiedzenia się czegoś, nie będzie potrzebowała ani machin, ani dźwigni. Sama ona stanie się mądrością przedwieczną!
Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/249
Ta strona została przepisana.