nieszczęście, dokładnych wiadomości wprost z księżyca zawsze nam będzie brakować.
— Przepraszam cię poruczniku, rzekł miczman, czyż to prezes Barbicane pisać nie może?
Śmiech ogólny rozległ się na okręcie.
— Nie mówię żeby listy, żywo pochwycił młodzieniec. Zarząd poczt nic tu z tem nie ma wspólnego.
— A więc może zarząd telegrafów? ironicznie zapytał jeden z oficerów.
— Tem mniej, odpowiedział młody miczman, nie tracąc przytomności umysłu. Ale bardzo jest łatwo zaprowadzić z ziemią kommunikację piśmienną.
— A to jak?
— Za pomocą teleskopu z Long’s Peak. Wiecie, że on sprowadza księżyc do odległości dwóch tylko lieues od Gór Skalistych, a przeto dozwala widzieć na jego powierzchni, przedmioty mające dziewięć stóp średnicy. Otóż niechby nasi dowcipni przyjaciele zbudowali alfabet olbrzymi, niech piszą wyrazy długie na sto sążni, i zdania długie na milę (lieue), a tym sposobem będą mogli przesłać nam o sobie wiadomości.
Przyklaśnięto jednozgodnie pomysłowi młodego miczmana. Porucznik Bronsfield sam uznał możliwość jego wykonania. Dodał także, iż możnaby urządzić kommunikację, przesyłając promienie świetlne powiązane w pęki za pomocą zwierciadeł parabolicznych; w rzeczy samej te promienie byłyby równie widzialne na powierzchni Wenus lub Marsa, jak planeta Neptun
Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/256
Ta strona została przepisana.