— No no! nie gniewaj się, nie myślałem żeby twój nos taki był drażliwy. Przecież i ja nie wylałbym za kołnierz, szczególniej podczas takiej psiej pogody; jeśli jednak kieliszek wódki ma mi więcej złego jak dobrego zrobić, to się chętnie bez niej obejdę.
— Ty się obchodzisz, to prawda, rzekł palacz Waren, mięszając się do rozmowy; kto wie jednak czy się obchodzą wszyscy na pokładzie.
— Co chcesz przez to powiedzieć? rzekł Garry patrząc bystro w oczy Warenowi.
— Chcę powiedzieć, że przecież mamy z sobą różne spirytualia, a to pewnie nie bez kozery; przypuszczam, że panowie oficerowie nie bardzo, żałują ich sobie.
— A zkąd to wiesz? zapytał Garry.
Waren nie wiedział co odpowiedzieć; gadał aby gadać, jak to mówią.
— Widzisz Garry, rzekł Bolton, że Waren nic nie wie.
— No, to zażądajmy od kapitana po porcyi wódki; zasłużyliśmy na nią, a zobaczymy co na to powie.
— Jabym wam nie radził zaczynać o tem, rzekł Garry.
— A to czemu? zapytali Pen i Gripper.
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/090
Ta strona została uwierzytelniona.
82