— A ja spodziewam się, że się znajdzie nagle w swej kajucie, choć nikt nie będzie wiedział kiedy i którędy przybył.
— Dajże pokój! odpowiedział Bolton. Czy ty myślisz że on jest jaki dyablik, lub chochlik z rodzaju tych, których pełno się uwija w górach szkockich?
— Śmiej się jak chcesz, Boltonie, a ja będę utrzymywał swoje. Zaglądam ja codzień przez dziurkę do kajuty kapitana i pewny jestem, że niedługo wam powiem jak on wygląda i do kogo jest podobny.
— Do stu piorunów, krzyknął Pen, będzie podobny do wszystkich ludzi. Ale jeśli on myśli że nas poprowadzi tam gdzie nie chcemy, to mu się powie w paru słowach, że się myli.
— A to wyborne! zawołał Bolton; Pen go jeszcze nie widział, a już chce się z nim kłócić.
— Jeszcze go nie widział! rzekł Clifton z miną człowieka świadomego; pytanie, czy go kto nie widział.
— Co ty u djabła pleciesz? zawołał Gripper.
— Już ja wiem co.
— Ale my cię nie rozumiemy!
— Alboż Pen nie miał już z nim nieprzyjemnego zajścia?
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/092
Ta strona została uwierzytelniona.
84