Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.
102

o jakie piętnaście mil; góry na niej zdawały się powleczone różową powłoką. Wiele wielorybów z rodzaju finners, mających płetwy na grzbiecie, igrało pomiędzy pływającemi lodami; ich obecność tam wykazywały strumienie wody z powietrzem, wyrzucane otworem w głowie.
W nocy z 3-go na 4-y maja po raz pierwszy dostrzeżono, że słońce nie schodzi z horyzontu; już od 31-go stycznia przedłużała się co dnia przebiegana przez nie droga — teraz zaś, świeciło nieustannie. Dla nienawykłych do tego ciągłego światła dziennego, było ono powodem zdziwienia, a nawet przykrości. Ciemność nocna potrzebna jest niezmiernie dla zdrowia oczu; tutaj zaś światłość ciągła tem bardziej trapiła, że wzmacniał ją blask odbijającego się od lodów słońca.
Dnia 5-go maja Forward minął sześdziesiąty drugi równoleżnik. W dwa miesiące później spotkałby w tej dalekiej szerokości liczne statki wielorybnicze; obecnie, ciaśnina jeszcze nie dosyć wolna była od lodów, aby okręty dostać się nią mogły na morze Baffińskie.
Nazajutrz bryg minął wyspę Niewiast, i przybył naprost osady Uppernawik, najodleglejszej jaką Danija posiada w tamtych stronach.