Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.
111

gną sercem do swego naczelnika, a jego siła jest ich siłą, jego spokój ich spokojem. Ale na pokłakładzie brygu czuli wszyscy, że dowódca nie jest pewny swego i waha się w obec nieznanego mu przeznaczenia. Mimo jego wrodzonej energii widać było jego upadek na duchu, a to w dawanych i odwoływanych rozkazach, połowicznych rozporządzeniach, chwiejnych manewrach, uwagach niewczesnych i tysiącu szczegółów dostrzeganych przez załogę statku. A wreszcie, Shandon nie był kapitanem Forwarda, jedynym jego po Bogu władcą; dla tego też roztrząsano jego rozkazy — a od tego do nieposłuszeństwa, przedział bardzo niewielki.
Niezadowolnieni pozyskali wkrótce dla swych pojęć pierwszego na statku inżyniera, który dotąd był niewolnikiem swej powinności.
Do dnia 16-go maja, zatem w sześć dni po przybyciu do ławicy lodowej, Forward nie posunął się ani o dwie mile na północ; zagrażało mu zamknięcie w lodach aż do roku następnego. Położenie stawało się niebezpieczne.
Około 8-ej wieczorem, Shandon, doktór i majtek Garry wyszli na zbadanie nieprzejrzanej równiny lodowej; starali się nie oddalać się bardzo od okrętu, bo niepodobnem było dopatrzeć się ja-