Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.
118

— A jeśli oficerowie nie zechcą nas posłuchać? wtrącił Pen, chcący doprowadzić swych towarzyszy do ostateczności.
Na tak wprost postawione pytanie, nikt nie umiał odpowiedzieć.
— Zobaczymy jak zrobić, gdy nadejdzie pora po temu, rzekł Bolton; wreszcie dosyć nam będzie namówić Shandona, a zdaje mi się, że to przyjdzie z łatwością.
— Jest tu jednak ktoś, kogobym tu chętnie zostawił, rzekł Pen dodając grube przekleństwo — choćby mi rękę miał odgryźć!
— Ah! tego psa, wtrącił Plover.
— Tak, tego psa; urządzę ja go niebawem.
— I słusznie, dorzucił Clifton, wracający do swego ulubionego przedmiotu; jestem pewny że ten pies jest przyczyną wszystkich naszych nieszczęść.
— Zadał nam urok, rzekł Plover.
— Wprowadził nas na tę ławicę lodu, dorzucił Gripper.
— Nagromadził na naszą drogę, wtrącił Wolsten, więcej lodów niż ich tu widziano dawniej kiedykolwiek.
— Moja choroba oczu, to jego robota, dodał Brunton.