— Proszę zwrócić uwagę na to co powiem, mówił dalej. Jeśli cieśnina Smitha zamkniętą jest dla nas, nie jest nią cieśnina Lankastra na zachodniej stronie morza Baffińskiego. Podług mnie, należy posunąć się tą cieśniną aż do cieśniny Barrowa, a z tamtąd do wyspy Beechey, drogę tę przebiegały sto razy okręty żaglowe, tem łatwiej ją przebędzie nasz bryg szrubowy. Od wyspy Beechey posuniemy się kanałem Wellingtona jak będzie można najdalej, ku północy, aż do ujścia tego kanału, zkąd znów można wejść na kanał Królowej — to jest właśnie do miejsca gdzie widziano morze wolne od lodów. Dziś mamy 20-go maja; za miesiąc, jeśli okoliczności posłużą, dosięgniemy tamtego punktu, a ztamtąd puścimy się do bieguna. Cóż się panom zdaje?
— Widocznie, rzekł Johnson, jedyna to jest droga dla nas.
— A więc pójdziemy nią, i to od jutra. Dzisiejszą niedzielę poświęćmy spoczynkowi. Czuwaj pan panie Shandon, żeby czytanie biblii szło zwykłym porządkiem; błogi jest wpływ religijności na umysły ludzkie, a żeglarz więcej jak inny człowiek powinien złożyć swą ufność w Bogu.
— Dobrze, kapitanie, rzekł Shandon wychochodząc z innymi oficerami.
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.
149