Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.
150

— Doktorze, rzekł Hatteras wskazując na Shandona, oto człowiek, którego zgubiła pycha zadraśnięta; nie mogę już liczyć na niego.
Nazajutrz kazał kapitan spuścić łódź na wodę, i udał się nią na rozpoznanie gór lodowych otaczających kotlinę wodną, szeroką na 180 metrów. Zauważył, że w skutek powolnego ciśnienia lodów kotlina ta zaczęła się zmniejszać; trzeba więc było zrobić w jej otoczeniu wyłom, żeby okręt nie został zgnieciony w tej szufladzie lodowej. Po sposobach jakie Hatteras obmyślił do tego, poznać można było jego energiję.
Najprzód kazał wykuć stopnie w ścianie lodowej, i dostał się niemi na szczyt góry; dostrzegł z tamtad, że nietrudno mu będzie przebić sobie drogę w stronę południowo-zachodnią. Kazał więc wyżłobić łoże na minę, prawie w środku góry; pracę tę prowadzono pośpiesznie i dokonano jej przez poniedziałek.
Hatteras nie mógł liczyć na torpedy z ośmioma lub dziesięcioma funtami prochu, których wpływ, na takie massy byłby żaden prawie, i które mogły być przydatne do kruszenia płaszczyzn lodowych. Kazał więc włożyć w wyżłobione w lodzie łoże,