Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.
215

góry cztery wiosła, a lina przywiązana do harpuna i umieszczona na przodzie statku rozwijała się z nadzwyczajną szybkością, pociągając za sobą gwałtownie szalupę, zręcznie przez Johnsona kierowana.
Wieloryb oddalał się od brygu, dążąc w stronę pływających gór lodowych, trwało to z pół godziny; musiano wciąż maczać w wodzie linę harpunową, aby się od tarcia nie zatliła. Gdy zwierz zaczął widocznie ustawać w swym biegu, wyciągano zwolna linę i starannie ją zwijano; wieloryb niebawem ukazał się na powierzchni morza, tłukąc o wodę swym ogromnym ogonem, i podnosząc tym sposobem prawdziwe trąby wodne, które w obfitym deszczu spadały na szalupę. Podpłynięto bliżej do wieloryba; Simpson porwał długą dzidę, zabierając się do ugodzenia powtórnie potworu.
Lecz ten szybko przesunął się wązkiem przejściem pomiędzy dwiema górami lodowemi. Ściganie go tam, stawało się nader niebezpiecznem.
— Źle do dyabła! zawołał Johnson.
— Naprzód! naprzód! śmiało przyjaciele! krzyknął Simpson z zawziętością myśliwca, wieloryb musi być naszym.