— Rozpalić ogień pod kotłem! mówili jedni.
— Ale czemże go rozpalić? pytali inni.
— A wszystkiego mamy węgla tylko na dwa miesiące! wołał Pen.
— Przy czemże się grzać będziemy podczas mrozów? dorzucił Clifton.
— Chyba nam przyjdzie spalić okręt aż do poziomu wody! odezwał się Gripper.
— A później i maszty w piec wpakować! dodał Waren.
Shandon patrzył badawczo w oczy Wallowi. Inżynierowie-mechanicy osłupieli, i wachali się zejść na dół do machiny.
— Czyście mnie słyszeli? zawołał kapitan głosem gniewnym.
Brunton postąpił już do drzwiczek pod pomost prowadzących, lecz zatrzymał się jeszcze.
— Nie chodź tam Bruntonie! odezwał się głos jakiś.
— Kto mówił w tej chwili? zawołał Hatteras.
— Ja! rzekł Pen podchodząc do kapitana.
— Co mówiłeś? zapytał tenże.
— Mówiłem... mówiłem... i mówię jeszcze, że dość już tego, że nie pojedziemy ani na krok dalej, że nie chcemy tam zdychać z pracy i mrozu pod-
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/251
Ta strona została uwierzytelniona.
243