Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/273

Ta strona została uwierzytelniona.
265

zgruchotał je swym ciężarem i oparł się o wodę, naturalną swę podstawę.
— Ławica przebyta! krzyknął uradowany Johnson, biegnąc na przód okrętu.
— Bogu niech będą dzięki! rzekł Hatteras.
Istotnie bryg znajdował się wśród pola lodowego, a choć stał na wodzie, nie mógł się ruszyć. Niemniej jednak postępował, bo go płynące pole lodowe ciągnęło z sobą.
— Posuwamy się kapitanie, wołał Johnson.
— Niema na to rady, odparł Hatteras.
Bo i jakże możnaby się oprzeć sile niosącej pole lodowe?
Prąd podwodny szybko spławiał owo pole i ku północy; statek płynął jak przykuty do lodowiska bez granic. W przewidywaniu katastrofy, i na przypadek gdyby okręt został wywrócony lub zgnieciony lodem, kapitan kazał wynieść na pokład znaczną ilość zapasów, wszystko co potrzebne do obozowania, odzienie, kołdry i t. p. Naśladując Mac Clura w podobnejże okoliczności, kazał osłonić okręt oponką z hamaków natędych powietrzem, aby go zabezpieczyć od większych uszkodzeń. Wkrótce lód tworzący się przy czternastu stopniach zimna, obmurował niejako okręt