Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.
288

— Bez wielkiego trndu załatwiliśmy się z tą ogromną sztuką, wołał doktór.
— Trzy tylko strzały, rzekł Bell pogardliwie, i już leży na ziemi!
— Dziwi mnie to nawet trochę, dodał Johnson.
— Czy tylko czasem nie trafiliśmy na chwilę w której i tak miał już zdychać ze starości, mówił Clawbonny żartobliwie.
— Mniejsza o to, rzekł Bell, stary czy młody, zawsze jest dobrą i pożądaną zwierzyną.
Tak rozmawiając, myśliwi przyszli do pagórka i na wielkie swoje zdziwienie spostrzegli, że Duk szarpie lisa białego,
— A to doskonałe! zawołał Bell, to przechodzi pojęcie!
— Rzeczywiście, dodał doktór, zabijamy niedźwiedzia, a tu lis pada na ziemię.
Johnson osłupiał z zadziwienia.
— Macie, powtarzał z gniewem doktór, macie znowu skutki tego zwodniczego łamania się promieni.
— Nie rozumiem cię panie doktorze, powiedział cieśla.
— Tak, tak mój przyjacielu; najprzód oszukaliśmy się co do odległości, a teraz i co do rozmia-