— Jeśli pan masz zamiar pomrozić nas tutaj, mówił porucznik z gorzką ironią, to przynajmniej powiedz nam to otwarcie.
— Moim zamiarem, odpowiedział Hatteras tonem poważnym, jest, aby każdy z obecnych na okręcie aż do samego końca spełnił swój obowiązek.
— Są rzeczy wyższe nad obowiązek kapitanie, a mianowicie pamięć o własnem istnieniu. Powtarzam, że jesteśmy już pozbawieni ognia, i jeśli tak potrwa, to za dwa dni ani jeden z nas nie pozostanie przy życiu.
— Nie mam drzewa, głucho odparł Hatteras.
— A więc, zawołał gwałtownie Pen, kto nie ma drzewa, pójdzie go poszukać tam gdzie ono być może.
Hatteras pobladł z gniewu.
— A gdzież to? zapytał.
— Na pokładzie! zuchwale odpowiedział majtek.
— Na pokładzie? powtórzył kapitan zaciskając pięście.
— Bez wątpienia, mówił dalej Pen; gdy okręt nie może już nosić swej osady, można tedy spalić okręt!
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/312
Ta strona została uwierzytelniona.
304