Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/332

Ta strona została uwierzytelniona.
324

lanej spirytusem. Temperatura wewnątrz tego domku była bardzo znośna, a wiatr dmący zewnątrz, nie mógł się do niej przecisnąć.
— Proszę do stołu! zawołał doktór uprzejmym tonem.
Zasiedli przeto do uczty, z tych samych co i dawniej składającej się potraw, ale pożywnych; po posiłku udano się na spoczynek. Płótno kauczukowe rozciągnięte nad warstwą śniegu, dobrze chroniło od wilgoci. Przy płomieniu kuchenki przenośnej, wysuszono pończochy i obuwie; trzej podróżni owinąwszy się w grube kołdry wełniane, legli na spoczynek pod strażą czwartego, którego zmieniano z kolei. Odbywający straż czuwać musiał nad bezpieczeństwem wszystkich, a szczególniej obowiązany był pilnować, aby się wejście do domku nie zatkało, gdyż w takim razie wszyscy mogliby żywcem być zagrzebani.
Duk położył się w izbie wspólnej, inne psy zostały na dworze, gdzie po wieczerzy wsunęły się na spoczynek pod śnieg, tworzący dla nich dostateczną osłonę.
Prace dzienne utrudziły do tyla ludzi, że wkrótce sen twardy osiadł na ich powiekach. Na doktora kolej straży przypadła o godzinie 3-ej rano; w nocy zerwał się straszny huragan. Dziwne zai-