wskazań kompasu. Bell zawsze postępował na czele; Hatteras szedł za nim w linii prostej, a potem znowu Simpson i doktór; a jednakże pomimo najbaczniejszej uwagi, schodzili niekiedy znacznie na bok i trzeba było wracać i w innym iść kierunku.
W niedzielę 15-go lutego Hatteras obliczył w przybliżeniu, że wyprawa odbyła już około stu mil na południe; cały poranek dnia tego poświęcono na naprawę różnych przedmiotów, tak do ubioru, jak i do obozowania potrzebnych, oraz na czytanie biblii i modlitwę.
W południe puszczono się w dalszą drogę; powietrze bardzo się oziębiło; termometr wskazywał tylko trzydzieści sześć stopni, przy atmosferze bardzo czystej.
Nagle i całkiem niespodzianie, podniosła się z ziemi gęsta para w stanie zupełnego zamarzania; wzbiła się ona w górę na dziewięćdziesiąt blizko stóp i tak pozostała niewzruszoną. O krok przed sobą nic widzieć nie było można; lód w drobnych kawałkach gęsto osiadał na odzieniu podróżnych, którzy zdziwieni i przerażeni tem nieznanem zjawiskiem, myśleli przedewszystkiem aby się skupić i być razem, to też jednocześnie prawie słyszeć się dały głosy:
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/337
Ta strona została uwierzytelniona.
329