lezieniu się Bella, obieg krwi w tej części ciała został przywrócony, i wszelkie niebezpieczeństwo minęło.
— Dziękuję ci Bellu, rzekł doktór, daj Boże odpłacić!
— Oh! liczę na to panie Clawbonny, odpowiedział cieśla; daj Boże żeby nas nie spotykały większe nieszczęścia.
— Niestety! odrzekł doktór, masz zapewne na myśli tego biedaka Simpsona, który cierpi okropnie.
— Czy obawiasz się o niego doktorze? rzekł Hatteras.
— Obawiam się kapitanie.
— A cóż mu jest?
— Dostał gwałtownego szkorbutu; nogi mu już puchną, a dziąsła pękają. Leży tam w saniach, na pół zmarzły, a każde wstrząśnienie, zdwaja jego cierpienia. Żal mi go serdecznie, a pomódz mu nie mogę.
— Biedny Simpson, szepnął Bell.
— Możeby dobrze było przerwać podróż naszą na parę dni, mówił dalej doktór.
— Przerwać podróż! zawołał Hatteras, gdy życie ośmnastu ludzi zależy od naszego powrotu!
— Jednakże...
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.1.djvu/350
Ta strona została uwierzytelniona.
342