re często przy dziesiątym dopiero, lub dwunastym upada strzale?
Dlatego też doktór nie miał zamiaru szukać tak groźnej zwierzyny; poprzestałby chętnie na kilku lisach lub zającach, dla zaopatrzenia skromnej śpiżarni podróżnej.
Lecz tego dnia był bardzo nieszczęśliwym, bo jeśli co napotkał, to zbliżyć się nie mógł, albo gdy strzelił to chybił, w skutek łamania się światła. W rezultacie zmarnował jeden nabój prochu i jednę kulę.
Towarzysze jego, którzy zadrżeli z radości usłyszawszy strzał, ujrzeli go powracającego ze zwieszoną głową, lecz nic już nie mówili. Wieczorem posiliwszy się nieco, spoczęli jak zwykle; żywności było już na dwa dni tylko.
Następnego dnia droga zdawała się być uciążliwszą niż wczoraj. Ludzie iść już nie mogli, wlekli się zaledwie; psy pożarły mięso foki ze wszystkiemi wnętrznościami i już zaczęły gryźć na sobie rzemienie.
Kilku lisów przebiegło saniom drogę. Doktór jeszcze raz do nich strzelał, lecz napróżno, — powstrzymał się tedy, niechcąc rezykować ostatniej kuli i przedostatniego naboju prochu.
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.
49