Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/057

Ta strona została uwierzytelniona.
55

To ciągłe o niedźwiedziach gadanie, zwróciło uwagę doktora i wyrwało go z martwoty; zapytał ciekawie starego marynarza, o jakim on niedźwiedziu prawi.
— O tym, który nas ściga? odpowiedział Johnson.
— Który nas ściga? powtórzył zdziwiony doktór.
— Tak, od dwóch dni ściga nas ciągle.
— Od dwóch dni? — Czy go widziałeś?
— Widziałem! Jest po za nami, w odległości jednej mili pod wiatr.
— I nic mi dotąd nie powiedziałeś!
— Na cóżby ci się ta wiadomość przydać mogła?
— To prawda, nie mamy już ani jednej kuli.
— Ani nawet żadnego kawałka żelaza, żadnego choćby gwoździa nareszcie!
Doktór zamyślił się, a po chwili rzekł do starego marynarza:
— Czy pewnym jesteś, że nas to zwierzę ściga.
— Tak jest panie Clawbonny; liczy on na ucztę z ciał ludzkich, wie bowiem dobrze, iż nie możemy uniknąć śmierci.
— Johnsonie! zawołał doktór, przeniknięty rozpaczliwym tonem swego towarzysza.