i tak grono podróżnych przybyło wkrótce do okrętu amerykańskiego.
Porpoise był całkiem przysypany śniegiem; leżał ogołocony z lin, masztów i rei, które złamane, lub poszarpane zostały w chwili rozbicia. Okręt znajdował się jakby osadzony w łożysku skalistem, niewidzialnem prawie; gwałtownem wstrząśnieniem przewrócony na bok, ze spękniętym tułowiem, zdawał się być już całkiem niemieszkalnym.
Przekonali się o tem kapitan, doktór i Johnson, z trudnością dostawszy się do wnętrza statku; chcąc dojść do głównej ściany, musieli uprzątać lody grubości piętnastu blizko stóp, lecz z radością ogólną przekonano się, że dzikie zwierzęta, których liczne ślady wokoło na śniegu znajdowano, nie naruszyły bynajmniej szacownych zapasów żywności.
— Nie zbraknie nam tu żywności i paliwa, rzekł Johnson, ale mieszkać na tym okręcie niepodobna.
— Trzeba więc zbudować dom ze śniegu, odpowiedział Hatteras i jak można mieszkać na lądzie.
— Zapewne, odezwał się doktór, lecz nie spieszmy się, róbmy wszystko pomału, a dobrze; od biedy możnaby się czasowo i na okręcie pomieścić, póki nie stanie dom trwały, któryby nas od zimna
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/077
Ta strona została uwierzytelniona.
75