Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.
93

bardzo przykro, że wyrzucony jest na ląd całkiem nieznany.
— Co więcej, dorzucił Bell, nazwiska upraszczają wszelkie rozkazy i rozporządzenia, ułatwiając zarazem dokładne ich spełnienie. Może potrzeba zmusi nas do rozłączenia się, w celu zrobienia jakiej wyprawy, lub polowania, a cóż w takim razie lepszego, jak po nazwisku poznać punkt z którego się wyszło, lub w którym zebranie ogólne będzie wskazane.
— Ponieważ tedy wszyscy się na jedno zgadzamy pod tym względem, rzekł doktór, porozumiejmy się jakie imiona tym nadać ziemiom, a w nomenklaturze tej nie zapominajmy drogich nazwisk kraju naszego i przyjaciół. Ja miarkuję po sobie że nic mi takiej nie sprawia radości, jak gdy spotkam imię którego z mych towarzyszy, położone obok przylądka lub na jakiem morzu.
— Masz racyę doktorze, powiedział Amerykanin, a przytem przedstawiasz to w sposób podnoszący wartość pomysłu.
— Przystępujmy więc do czynności porządkiem, rzekł znowu doktór.
Hatteras nie brał dotąd udziału w rozmowie; był zamyślony. Gdy jednak oczy jego towarzyszy zwróciły się na niego, podniósł się i rzekł: