ro Altamont zrobił swój wybór, mówmyż teraz i my o nas i o naszych. Niech nasz kapitan...
— Ponieważ ta ziemia jest amerykańską, przerwał Hatteras, ja nie chcę aby tu moje nazwisko figurowało.
— Czyż takie jest nieodwołalne twe postanowienie? zapytał doktór.
— Bezwątpienia, odrzekł Hatteras.
Doktór nie nalegał dłużej.
— A więc na nas kolej, rzekł zwracając się do cieśli i starego marynarza; pozostawmy tu jakiś ślad naszego przejścia. Wnoszę, aby wyspę którą ztąd widać na morzu w odległości trzech mil, nazwać wyspą Johnsona, na cześć naszego poczciwego retmana.
— Oh! panie Clawbonny, jąkał zmięszany Johnson.
— Górę zaś, którąśmy widzieli w stronie zachodniej, nazwijmy górą Bella, jeśli nasz cieśla zgadza się na to.
— Zbytek zaszczytu dla mnie, odpowiedział Bell.
— To jest tylko sprawiedliwość odparł doktór.
— I nic sprawiedliwszego! dodał Altamont.
— Więc pozostaje nam już tylko ochrzcić naszą fortecę, mówił dalej doktór; ponieważ ani Jej
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.
100