wiadomości bieżące, różne wydarzenia, spostrzeżenia meteorologiczne i atmosferyczne; była tam i kronika, mniej więcej zabawna. Zapewne, trudno tam było o dowcip Sterna, lub powabne artykuły „Daily-Telegrapha,“ ale czytelnicy nie byli wybredni, i zawód dziennikarza musiał tam być wdzięczniejszy niż gdziekolwiek.
— Na honor, rzekł Altamont, ciekawy byłbym poznać wyciągi z tej gazety, której artykuły musiały być zamrożone od pierwszego do ostatniego wyrazu.
— Bynajmniej, bynajmniej, odpowiedział doktór; w każdym razie to, coby się wydać mogło nieco naiwnem Towarzystwu filozoficznemu w Liwerpoolu, albo akademii londyńskiej, wystarczało w zupełności osadzie okrętowej zakopanej w śniegu. Sami osądźcie.
— Jakto? pamiętałżebyś doktorze?...
— Nie, ja nie pamiętam, ale na pokładzie Porpoise’a znalazłem podróże kapitana Parry i chcę wam przeczytać własne jego opowiadanie.
— Prosimy oto, zawołali wszyscy.
— Nic łatwiejszego, moi drodzy.
To mówiąc, doktór poszedł do szafy stojącej w salonie, wyjął z niej książkę wspomnianą i odszukał ustęp o którym mowa.
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.
134