Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.
160

naśladowali go nic nie mówiąc; tylko głuche ujadanie Duka przerywało milczenie.
Trzeba jednak przyznać, że czterej ci ludzie jedną tylko myśl mieli; zapomnieli o własnem niebezpiecznem położeniu, a troskali się o doktora. Biedny Clawbonny! taki dobry, taki wylany dla wszystkich, dusza maleńkiej kolonii! Pierwszy to raz nie był z niemi, a straszne niebezpieczeństwo, zgon niechybny zbliża się ku niemu. Będzie on powracał spokojnie po ukończeniu swej wycieczki, i u progu swego schronienia spotka się ze strasznemi zwierzętami! I niema sposobu żeby go przestrzedz.
— Jednakże, mówił Johnson, nie wątpię że doktór ma się na baczności; wasze strzały tak często powtarzane, powinny go były ostrzedz że tu się dzieje coś nadzwyczajnego.
— Lecz jeśli wtedy był daleko, rzekł Altamont, i nie zrozumiał? w każdym razie, podobniej jest że będzie wracał do domu o niczem nie wiedząc, a nawet i zdaleka nie spostrzeże niedźwiedzi, które stoją ukryte za skarpą ściany.
— Trzeba zatem pozbyć się tych niebezpiecznych nieprzyjaciół, zanim doktór powróci, rzekł Hatteras.
— Ale jak? spytał Bell.