Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.
191

glia szukać przejścia północno-zachodniego? W każdym razie, Altamont nic nie wie o twym zamiarze, bo ani Bell, ani Johnson, ani ja, ani ty sam, żadnem słówkiem nie zdradziliśmy się przed nim w tym względzie.
— Niechże już się nigdy o tem nie dowie.
— Dowiedzieć się musi nareszcie, boć go tu samego zostawić nie możemy.
— A dla czegóżby nie? zapytał kapitan zapalczywie; czyż nie może pozostać w Szańcu Boskiej Opatrzności?
— Nie zgodzi się na to, odparł doktór; a zresztą, zostawić tu człowieka nie mając pewności, że go znajdziemy z powrotem, byłoby, nie powiem już nierozsądnie, lecz nieludzko. Altamont pojedzie z nami, potrzeba koniecznie aby pojechał; lecz gdy niczego się nie domyśla, nie mamy potrzeby objaśniać go. Nic nie mówiąc przeto, zbudujemy szalupę, przeznaczoną jakoby do zwiedzenia i dokłakładniejszego poznania tych wybrzeży.
Hatteras nie mógł się pogodzić z zamiarami swego przyjaciela, który też napróżno czekał na jakąś od niego odpowiedź.
— A gdyby ten człowiek nie chciał zezwolić na rozebranie okrętu? rzekł nareszcie kapitan.