Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.
212

Zrobiono wycieczkę aż do wyspy Johnsona, która zresztą była nieznaczącą wysepką pustą i jałową. Niemniej wszakże cieszyło starego marynarza to, że nazwisko jego nadano tym kilku odłamkom skalistym, zabłąkanym wśród rozległej przestrzeni wód morskich. Chciał nawet wyryć na jednej ze skał wyższych, miano wysepki, i omało nie przypłacił skręceniem karku, tej zachcianki.
Podczas swych przechadzek, Hatteras usiłował poznać wszystkie lądy ciągnące się aż poza przylądek Waszyngtona. Topnienie śniegów znacznie zmieniło widok okolicy; tam gdzie obszerna śnieżna opona zdawała się osłaniać płaszczyznę jednolitą, ukazały się pagórki, wąwozy i rozpadliny.
Dom Doktora jak również składy i magazyny groziły co chwila ruiną; wciąż je naprawiać i podtrzymywać było potrzeba. Na szczęście, temperatura na czternaście stopni ciepła rzadkiem jest pod tą szerokością zjawiskiem, a największa jej średnia wysokość rzadko kiedy przechodzi stopień rozmarzania.
Około połowy czerwca, robota szalupy bardzo już była posuniętą. Bell i Johnson usilnie nad nią pracowali; towarzysze ich tymczasem robili myśliwskie wycieczki, na których udało im się zabić kilku reniferów. Zwierzęta to są nadzwyczaj