Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.
232

ła. Opomostowana w części, wysokie miała burty i z pomocą żagla mogła trzymać się na morzu nawet podczas burzy. Lekka też była dostatecznie i nie obciążała zbytecznie sań, przez psy ciągnionych.
Nareszcie przyszła ważna chwila, mająca w stanie morza biegunowego stanowczą, uczynić zmianę. Wzruszyły się lody w zatoce. Wyższe z nich, tłoczone ciągłemi uderzeniami, za pierwszą większą burzą miały się oderwać od brzegów i odpłynąć w postaci gór ruchomych. Jednakże Hatteras nie chciał czekać na zupełne puszczenie lodów. Ponieważ podróż i tak lądem odbywać się miała, nie wiele przeto dbał o to, czy morze oczyści się zupełnie czy nie; na wyjazd zatem oznaczył stanowczo dzień 25-ty czerwca, obliczywszy, że na ten termin wszelkie przygotowania będą mogły być ukończone. Johnson i Bell zajęli się przyprowadzeniem sań do zupełnego porządku. Podróżni rachowali wiele na te kilka tygodni pogody, jakie natura udziela w każdym roku owym krainom północy. Cierpienia będą teraz mniej straszne, trudności łatwiejsze do przezwyciężenia.
Na kilka dni przed odjazdem, dnia 20-go czerwca, lody tak już puściły, że można było pomiędzy niemi przepływać swobodnie, z czego skorzystano,