Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/262

Ta strona została uwierzytelniona.
260

— Masz słuszność panie Clawbonny, odpowiedział Hatteras, i ja sądzę, że tam musi być rozległe morze.
— Jestto barwa, która się rozścieła nad morzem wolnem od lodów. Śpieszmy do tego oceanu nieznanego.
— A więc do sań! zawołał Hatteras.
— Serce ci się raduje kapitanie, rzekł doktór.
— Tak! odparł kapitan z zapałem; wkrótce dotrzemy do bieguna. A ciebie zacny doktorze, czyż ta nadzieja nie uszczęśliwia?
— Jam zawsze szczęśliwy, odparł doktór, a szczególniej gdy widzę szczęśliwych około siebie.
Trzej Anglicy powrócili do wąwozu, a skoro sanie były gotowe, zwinięto obóz i wyruszono w dalszą drogę. Wszyscy obawiali się napotkania znowu śladów wczorajszych, których też w rzeczy samej i nie znaleziono. Po trzygodzinnym pochodzie podróżni przybyli do brzegu morskiego.
— Morze, morze! dał się słyszeć okrzyk jednogłośny.
— I do tego, morze oczyszczone z lodów! zawołał kapitan.
Była wtedy dziesiąta godzina rano.
W rzeczy samej huragan oczyścił morze podbiegunowe; lody w postaci wielkich brył i gór lodo-