Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/267

Ta strona została uwierzytelniona.
265

— Nie!..... nie!.... bąkał doktór... objektyw..... mój objektyw..... mój.....
I pokazywał że mu brak szkła w lunecie.
— Ah! zgubiłeś pan objektyw od lunety, rzekł Amerykanin.
— Tak!
— A cóż znaczyły te ślady?
— To nasze własne moi przyjaciele, zawołał doktór. Zbłądziliśmy podczas mgły, a zrobiwszy duże koło, trafiliśmy znowu na własne ślady.
— A te trzewiki wyraźnie na śniegu wyciśnięte? rzekł Hatteras.
— To były trzewiki Bella, który rozdarłszy o kamień swe obuwie śniegowe, przez cały dzień chodził w trzewikach.
— To prawda, odezwał się cieśla.
Rozwiązanie zagadki tak było jasne, że wszyscy wybuchnęli śmiechem oprócz Hatterasa, który jednak nie mniej od innych był rad z tego odkrycia.
— Jakżeśmy byli śmieszni, rzekł doktór po przejściu ogólnej wesołości; jakieto zabawne wyprowadzaliśmy wnioski! Obcy ludzie na tem wybrzeżu! Cóż znowu! Doprawdy, że tutaj trzeba dobrze się zastanowić nad tem, co się ma powiedzieć. Lecz teraz, skoro już pod tym względem jesteśmy