Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.
270

towych oznaczył na dwadzieścia trzy trylijony, ośmset ośmdziesiąt ośm bilijonów milijardów[1].
Ogromna masa ryb różnego rodzaju napełniała głębinę morza. Jedne zapadały w głębię płynną, malały szybko dla oka i znikały jak widziadła fantastyczne; inne przerzynały żywioł płynny wznosząc się ku powierzchni i wzrastając w rozmiarach. Olbrzymy morskie bynajmniej nie zdawały się być wystraszone obecnością szalupy na tych wodach; owszem, przepływały one swobodnie dotykając jej brzegów swemi ogromnemi pletwami. Żeglarze nasi nawzajem, tak mało obeznani byli z grożącem sobie ciągle niebezpieczeństwem, że najmniejszej nie okazali trwogi na widok tych potworów, przed któremi zadrżałby z pewnością każdy najwytrawniejszy wielorybnik.

Młode cielęta morskie igrały wesoło; jednorożec morski (narwal) uzbrojony długim wązkim rogiem stóżkowatej formy, służącym mu do przecinania pustyń lodowych, ścigał bojaźliwsze od siebie wieloryby, które w ucieczcze wyrzucały z noz-

  1. Angielski wielorybnik Scoresby, dla łatwiejszego zrozumienia tej cyfry powiada, że aby ją przeliczyć, potrzebaby ośmdziesiąt tysięcy ludzi zająć dniem i nocą, przez czas od stworzenia świata, do dnia dzisiejszego.