Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.
280

Podczas snu kapitaną, ogromna chmura oliwkowego koloru zaległa widnokrąg i zaciemniła powierzchnię nad całą przestrzenią oceanu.
Trudno sobie wyobrazić, z jaką piorunującą szybkością zrywają się huragany na morzach podbiegunowych. Pary powstałe w okolicach podrównikowych, gęstnieją ponad rozległemi lodowiskami północy i z niepowstrzymaną gwałtownością sprowadzają ogromne masy mającego je zastąpić powietrza. To nam tłomaczy ową niezwykłą siłę burz północnych.
Pierwsze mocniejsze uderzenie wiatru, odrazu postawiło na nogi kapitana i jego towarzyszy.
Morze było bardzo niespokojne i ciskało fale bardzo wysokie, o wązkiej podstawie; szałulupa gwałtownie kołysana, raz zanurzała się w przepaść głęboką, to znowu chwiała się na powierzchni ostro wyskakującego bałwana, pochylając się prawie pod kątem prostym.
Hatteras silną dłonią uchwycił rudel, a Bell i Johnson tymczasem wciąż wylewali wodę z szalupy.
— Na tę burzę pewnośmy nie liczyli, rzekł Altamont trzymając się swej ławki.
— Tutaj wszystkiego spodziewać się trzeba, odpowiedział doktór.