Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/300

Ta strona została uwierzytelniona.
298

do niego i te z jakiemi jeszcze walczyć przyjdzie przy powrocie, niknęły wobec wielkiego wypadku; spełniło się to, czego ani starożytni, ani nowocześni, ani Europejczycy, ani Amerykanie, ani Azyaci dokonać nie mogli.
Dlatego też wszyscy z wielkiem zajęciem słuchali tego, co doktór przy swej nauce i pamięci niewyczerpanej mógł im powiedzieć o położeniu ich obecnem.
Zaczął on od toastu na cześć kapitana, który wniósł z wielkim zapałem.
— Zdrowie Jana Hatterasa! zawołał.
— Zdrowie Jana Hatterasa! jednym głosem powtórzyli wszyscy towarzysze.
— Na cześć bieguna północnego! odpowiedział kapitan z ogniem, niezwykłym temu tak zimnemu aż dotąd człowiekowi.
Potrącano filiżankami, a po wypiciu podano sobie serdecznie ręce.
— Otóż, mówił doktór, jestto najważniejszy w naszej epoce fakt geograficzny. Któżby uwierzył, że odkrycie to spełni się wprzód, aniżeli poznanie środka Afryki lub Australii? Rzeczywiście, wyżej cię stawiam kapitanie od Sturt’ów i Livingstone’ów, Burton’ów i Barth’ów. Cześć ci i chwała Hatterasie!