— Pójdę!
— Jest to krater buchający płomieniem i lawą.
— Pójdę!
Trudno opisać stanowczość, z jaką Hatteras wymawiał ten jedyny wyraz. Przyjaciele jego osłupieli, z przerażeniem spoglądając na górę wyrzucającą w powietrze gęste słupy ognia.
Doktór zaczął nalegać i prosić Hatteresa, aby zaniechał swego zamiaru. Wypowiedział wszystko na co tylko zdobyć się mogła jego wyobraźnia, zacząwszy od próśb najusilniejszych, aż do pogróżek przyjacielskich; lecz nie zdołał zmienić postanowienia kapitana, zostającego pod wpływem dziwnego jakiegoś szału, któryby można nazwać „szałem biegunowym“.
Pozostawało już tylko gwałtem powstrzymać tego szaleńca szukającego swej zguby, lecz tego środka doktór w ostateczności dopiero użyć postanowił. Liczył on jeszcze i na to, że fizyczne niepodobieństwo, że przeszkody niepokonane nie pozwolą Hatterasowi spełnić jego zamiarów.
— Jeśli tak, rzekł do niego, to i my za tobą pójdziemy.
— Dobrze, odpowiedział kapitan, ale tylko do połowy góry, nie dalej! Wy powinniście powieźć do
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/319
Ta strona została uwierzytelniona.
317