Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/337

Ta strona została uwierzytelniona.
335

Baffińskiego. Lecz i tak żalić się nie mamy czego. Gdyby mój biedny przyjaciel Hatteras znalazł był odrazu morze tak podróży jego sprzyjające, byłby bardzo prędko przybył do bieguna, towarzysze nie byliby go opuścili i nie byłby zmysłów utracił pod wpływem ciągłych trosk i niepokoju.
— Zatem, mówił Altamont, nie pozostaje nam jak opuścić szalupę, i na saniach dostać się do wschodniego wybrzeża Lincolnu.
— Na opuszczenie szalupy i podróż saniami zgadzam się, lecz zamiast dążyć do Lincoln, proponowałbym przebyć po lodach ciaśninę Jones i dostać do Devonu północnego.
— A to dla czego? zapytał Altamont.
— Bo im bliżej będziemy ciaśniny Lankastra, tem łatwiej napotkać możemy wielorybników.
— Masz słuszność doktorze, ale obawiam się, czy lody są już dość mocne, abyśmy bezpiecznie po nich przejść mogli.
— Spróbujemy! odpowiedział Clawbonny.
Wyładowano szalupę; Bell i Johnson zajęli się przysposobieniem sań, które w bardzo jeszcze dobrym były stanie. Nazajutrz psy zaprzężono i puszczono się brzegiem najprzód, a następnie wyjechano na rozległą przestrzeń pól lodowych.