maszt, przytwierdzając postronkami, a na żagiel jaki taki podarli płótno namiotu. Wiatr był pomyślny; biedacy zrozpaczeni puścili się na pełne morze po niesłychanem wysileniu.
W dwie godzin potem, ostatni ludzie z osady Forwarda przyjęci zostali na pokład duńskiej łodzi wielorybniczej Hans Christien, płynącej z powrotem do ciaśniny Davisa.
Kapitan statku był człowiek z sercem; zobaczywszy te istoty do widm raczej niż do ludzi podobne, odgadł od razu ich historyę, najtroskliwszemi otoczył ich staraniami i zdołał ocalić im życie.
W dziesięć dni potem, Clawbonny, Johnson, Bell, Altamont i Hatteras wylądowali w Kersoer, na Zelandyi; statek parowy przywiózł ich do portu Kiel, zkąd przez Altonę i Hamburg dostali się do Londynu, gdzie przybyli l3-go tegoż miesiąca, wypoczęci już nieco po długich cierpieniach.
Zaraz po przybyciu, doktór prosił królewskiego Towarzystwa Geograficznego, aby mu pozwoliło złożyć raport o wyprawie i został przyjętym na posiedzeniu dnia l5-go listopada.
Łatwo zrozumieć zdziwienie uczonego grona, i zapał z jakim przyjęto odczytanie dokumentu Hatterasa.
Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/345
Ta strona została uwierzytelniona.
343