przestrzeń o jakie 20 mil. Podróżni pozostawili mu w tym względzie zupełną swobodę.
Panowie Fogg i Cromarty zagłębieni po szyję w swych koszach, dzięki szybkiemu krokowi słonia, co chwila byli podrzucani w górę, co znosili z iście afrykańską flegmą, mało z sobą mówiąc i nie widząc się prawie wcale. Co do Obieżyświata, to umieszczony na barkach zwierzęcia, zajmował najmniej wygodną pozycyę, będąc wystawiony na uderzenia ze wszystkich stron; poczciwy chłopak znosił to wszystko z prawdziwym stoicyzmem.
Po dwugodzinnej jeździe przewodnik zatrzymał się dla wypoczynku. Zwierzę pożerało gałązki i krzaczki. Pan Cromarty był rad tej przerwie; był on poprostu zbity tą jazdą, pan Fogg zaś czuł się jaknajlepiej.
— Ależ to człowiek z żelaza! — rzekł generał, patrząc nań z podziwem.
— I z żelaza kutego — dodał Obieżyświat, zajmując się przygotowaniem śniadania.
W południe przewodnik dał znak do odjazdu. Kraj, który przebywali, nabierał coraz dzikszego wyglądu. W ślad za ogromnymi lasami ciągnęły się gaje palm, potem obszerne równiny, pokryte rzadkimi krzakami. Cała ta część wysokiego Bundelkundu, mało uczęszczana przez podróżnych, zamieszkaną jest
Strona:Juliusz Verne-Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach.djvu/079
Ta strona została skorygowana.