Zaczęto się naradzać nad sposobami przedostania się do ofiary. Przewodnik znał świątynię Pillaji, w której jak utrzymywał, uwięzioną była młoda kobieta. Czy możliwem będzie przedostać się do wnętrza podczas snu całej bandy, czy też okaże się potrzeba zrobienia otworu w murze?
Sprawę tę rozstrzygnać można było dopiero na miejscu. Zgodzili się jednakże, by uprowadzenie ofiary odbyło się w nocy, a nie o świcie, w chwili prowadzenia jej na stos; wtedy żadna siła ludzka już jej nie zdoła ocalić.
Pan Fogg ze swymi towarzyszami oczekiwali nadejścia nocy; jak tylko się ściemni, obejdą dokoła światynię. Podług zwyczaju Indyanie, zażywszy »hang« — opiumu w płynie, zmieszanego z sokiem chmielu, zapadli w głęboki sen. Można więc było ostrożnie przesunąć się koło nich do samej świątyni. Cicho, bez szmeru przesuwali się ci odważni ludzie przez las. Po dziesięciu minutach dotarli brzegu małej rzeczki i tu przy świetle pochodni zauważyli stos narąbanego drzewa. Był to stos z drzewa sandałowego, skropionego pachnącymi olejkami. Na nim leżały zabalsamowane zwłoki starego »rajah«. O sto kroków od stosu znajdowała się świątynia, której minarety wznosiły się ponad wierzchołki drzew.
Strona:Juliusz Verne-Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach.djvu/090
Ta strona została przepisana.