W chwili, gdy nasi znajomi opuszczali dworzec kolei, policyant jakiś zbliżył się do nich.
— Pan jesteś Phileasem Fogg? — spytał dżentelmana.
— Tak.
— Ten człowiek jest pańskim sługą? — rzekł, wskazując Obieżyświata.
— Tak.
— Bądźcie łaskawi obadwaj iść ze mną.
Pan Fogg nie okazał najmniejszego zdziwienia, agent był przedstawicielem prawa, a prawo dla każdego Anglika jest świętem.
Obieżyświat zwyczajem francuskim, chciał protestować, lecz policyant dotknął go swą laską, a pan Fogg nakazał mu posłuszeństwo.
— Czy młoda ta osoba może pójść z nami? — spytał pan Fogg.
— Tak — odrzekł policyant.
Agent przeprowadził wszystkich do »phalki ghari«, rodzaju powozu o czterech kołach, zaprzężonego we dwa konie. Podczas przeprawy wszyscy zachowali milczenie.
Powóz przejeżdżał w początku tak zwane czarne miasto o wązkich ulicach, o nędznych domkach, w których mieszkali ludzie biedni i obdarci. Potem oczom ich ukazała się europejska część miasta, bardzo przyjemnie wyglądająca ze swymi domami z cegły, ocienionymi drzewami, gdzie o rannej porze widziano
Strona:Juliusz Verne-Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach.djvu/107
Ta strona została przepisana.