żnobarwnemu tłumowi, złożonemu z Chińczyków, Japończyków i Europejczyków, napełniających ulice. Nareszcie przybył do portu. Tam, przy ujściu rzeki Kanton, roiło się od statków różnych narodowości. Przechadzając się, Obieżyświat zauważył kilku krajowców w bardzo podeszłym wieku, w żółtych kostyumach. Fryzyer, do którego wszedł, by się ogolić, po chińsku objaśnił go, iż każdy z tych staruszków miał najmniej 80 lat i w tym wieku służył mu przywilej noszenia żółtej barwy, która jest kolorem królewskim. Załatwiwszy się u fryzyera, udał się do przystani i tam bez zdziwienia zauważył przechadzającego się Fixa. Na twarzy agenta policyjnego malowało się wielkie przygnębienie.
— Doskonale! — pomyślał sobie Obieżyświat — sprawa panów dżentelmanów z Reform-Clubu źle stoi — i, jakby nie widział zdetonowanej miny agenta, przywitał go z uśmiechem.
Biedny agent słuszne miał powody przeklinania piekielnego losu, który go prześladował. Rozkaz aresztowania, jak dotąd, jeszcze nie nadszedł, bez wątpienia był w drodze. Niestety, Hong-Kong był ostatnim kawałkiem angielskiej ziemi po drodze i pan Fogg umknie mu na zawsze, jeżeli nie znajdzie sposobu zatrzymania go tutaj.
Strona:Juliusz Verne-Podróż naokoło świata w 80-ciu dniach.djvu/139
Ta strona została przepisana.