Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/016

Ta strona została przepisana.

się potakiwać zamiarom pana. Wkrótce i myśliwy i pies znikli w gąszczu, którego rozległe obszary zaległy wzgórza po za wodospadem.
William Emery, pozostawszy sam, rozciągnął się pod wierzbę, a w błogiem oczekiwaniu snu, który mu duszące powietrze obiecywało sprowadzić, a tymczasem rozmyślał o swem obecnem położeniu. Oddalony od osad, znajdował się nad mało znanemi brzegami rzeki Pomarańczowéj. Oczekiwał Europejczyków, współrodaków, którzy opuścili ojczyznę dla rzucenia się w wir przygód, nieodłącznych od dalekiéj podróży. Ale jakiż był cel tej wyprawy? jakież zdania naukowe postanowiono rozwiązać w tych pustyniach południowéj Afryki? jakie spostrzeżenia miano zbierać pod trzydziestym stopniem szerokości południowéj? Tego wszystkiego nie wyjaśniał bynajmniéj list szanownego Airy, dyrektora obserwatoryum w Greenwich. A że jego, Williama Emery, jako uczonego, obeznanego z tutejszym klimatem, wezwano do współdziałania, więc widocznie szło o jakieś prace naukowe i wiadomości jego były niezbędne uczonéj komisyi trzech połączonych królestw.
Podczas, gdy młody astronom rozmyślał nad temi kwestyami i zadawał sobie tysiące pytań, na które odpowiedzi znaleźć nie mógł, upał przygniatał ołowiem jego powieki i nakoniec, nie wiedząc kiedy, usnął głęboko. Gdy się obudził, słońce już zapadło za wzgórza zachodnie, których łagodne, siniejące kontury wyraźnie rysowały się na szkarłatném niebie wieczorném. Kurczenie się żołądka zapowiadało mu, że się zbliża godzina wieczerzy; w istocie była już godzina szósta — czas, w którym zwykle odwiedzano wóz prowiantami napełniony.
Prawie w téj chwili wystrzał rozległ się wśród zarośli, okrywających stoki wzgórz i dochodzących do piętnastu stóp wysokości. Zaraz potém wybiegł z nich Top, a tuż za nim ukazał się myśliwiec.
Mokum wlókł za rogi zwierza, którego powalił celny strzał jego strzelby.