— Zaczekajmy w tém miejscu — odezwał się astronom — i odpocznijmy; nie mam stalowych nóg twoich, Mokumie, bo jestem bardziéj przyzwyczajony do przebiegania okiem przestrzeni niebieskich, aniżeli do mierzenia nogami ziemskich odległości. Ztąd możemy co najmniéj przejrzéć trzy mile biegu rzéki, a jeżeliby tylko statek parowy ukazał się na ostatecznym zakręcie, łatwo go dostrzedz będziemy mogli.
Młody astronom oparł się o pień wilczo-mleczu drzewnego, którego wierzchołek strzelał na czterdzieści stóp w górę; ztąd wzrok jego sięgał daleko. Strzelec, nieprzyzwyczajony do siedzenia, w ciągłym był ruchu, nie zważając wcale na Topa, który, uwijając się do koła, płoszył chmury dzikiego ptactwa.
Nie upłynęło pół godziny, gdy William dostrzegł, że Bushman, stojący w oddaleniu stu kroków, robił dziwne poruszenia, dając poznać, że coś zauważył. Czyżby dostrzegł statek, tak niecierpliwie wyglądany?
Natychmiast, zerwawszy się ze mchu, na którym chwilę spoczywał, pośpieszył ku myśliwcowi.
— Czy widzisz co, Mokumie? — zapytał z niespokojnością.
— Dotąd nie widzę nic, ale mniemam żem coś usłyszał. Ucho moje, nawykłe do odgłosów przyrody, zda mi się pochwyciło jakiś niezwykły szmer w dole rzéki.
Poczém, zaleciwszy cichość astronomowi, położył się na ziemi, przytknął do niej ucho i słuchał z wytężoną uwagą.
Po kilku minutach podniósł się, a wstrząsłszy głową, rzekł:
— To nic, pomyliłem się; odgłos, jaki słyszałem, jest poświstem wiatru igrającym z liśćmi, albo téż szumem wody rozbijającéj się o głazy łożyska... a jednak... — I znowu wytęży słuch, lecz i tym razem nadaremnie.
— Mokumie — zauważył uczony — jeżeli łoskot który słyszałeś, pochodzi od machiny parostatku, to aby go rozróżnić, należy zejść na dół i przyłożyć ucho do powierzchni wody.
— Masz pan słuszność; kilkakrotnie już wytropiłem tym sposobem płynącego konia rzecznego.
I z niezwykłą lekkością zbiegł na brzeg wody, wszedł
Strona:Juliusz Verne-Przygody trzech Rossyan i trzech Anglików w Południowej Afryce.djvu/020
Ta strona została przepisana.